Strona:Pod lipą.djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wi i darmo generał Chruszczew obiecuje wielkie nagrody, łaski, ordery, protekcyę. Darmo generał Chruszczew grozi wszelkiemi karami i więzieniem i Sybirem i — śmiercią...
Powstaniec milczy.
— Twoje nazwisko?
— Jakie mieliście plany?
— Kto wam dawał rozkazy?
— Którzy należą do organizacyi?
Milczenie.
Powstaniec chwieje się, sił niema, aby stać. Indagacya trwa długo.
W tem wchodzi kozak, dziwnie stary, cichy, smutny kozak. Spojrzał na jeńca i woła:
— Frankowski!
— Co mówisz? Frankowski? — z radością namiętną przypada Chruszczew — to ty bohaterze, to ty wojowniku!... Teraz z sobą pogadamy, teraz ty nam zaśpiewasz!...
Ale Frankowski zemdlony pada i nie słyszy wyrazów radości, iż w ręku generała taki ważny „buntowszczyk“ znajduje się.
Powstaniec jest bardzo chory. Zachodzi obawa o jego życie. A generałowi Chruszczewowi zależy na tem najwięcej, ażeby Frankowski żył.
— Niech żyje!... — mówi Chruszczew do lekarza — rób wszystko, ażeby żył.
— Niech żyje!... bo to członek organizacyi wielkiej, bo on nam wskaże najważniejsze osoby, bo my przez niego dojdziemy do orderów, gdy stłumimy bunt cały.