Strona:Pod lazurową strzechą.djvu/015

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

KOBIETA MÓWI.


Morze, o Morze, Morze!
gdy przyjdę do Cię zdala,
niech, jak stęskniona fala,
na brzeg się Twój położę,
bo kocham Ciebie, Morze!
 
Chcę — niech po złotym brzegu,
po pianach, jak po śniegu,
mię oprowadza słońce,
oparłszy mi na plecy
promienne swoje ręce,
zmysłowe, kochające,
jak pierwszy grzech kobiecy,
w różane strojny wieńce.

I niech szum głębin wieczny
w powszedni dzień słoneczny
bajką mi poi uszy,
aż w zasłuchanej duszy
rozewrą się podwoje
i w tym wieczystym szumie
uśpione serce moje
swój cały cud zrozumie!

Niech wiatr Twój, co się rodzi
w dalekiej górskiej grzędzie
i stare dęby zgina
w szerokim, wolnym pędzie, —