Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zawezwać świadki, które dawno zmarły;
Więc skamieniałe wskrzeszałem rodzaje,
Więc odtwarzałem dawne krajobrazy,
Słupy zieleni i bezlistne gaje,
W których potworne gnieździły się płazy,
Dzikie fantazye pierwotnej natury,
Wylęgłe w zbytku ciepła i wilgoci —
Łabędzie gadów, skrzydlate jaszczury —
Ulatujące nad lasem paproci.

I coraz mglistsze śledziłem widoki
Na pękającej chwiejące się korze, —
Ciężkie, przy ziemi wiszące obłoki,
Wysepki lądów i bagniste morze...
I tak, wstecz idąc od grobu do grobu,
Do ognistego wreszciem doszedł globu,
Który na moje pytania bez końca
Znów mnie odesłał na odległe słońca!

Gdziekolwiek swoje obróciłem oczy,
Ruchliwą falę widziałem w obiegu,
Która przez wieki pianę zjawisk toczy,
Do nieznanego wiecznie płynąc brzegu.
Widziałem światy jak pędzą w przestrzeni,
Na swojej osi tocząc się ukrytej,
Wraz z księżycowych opaską pierścieni,
Które ze sobą unoszą w błękity.