Strona:Pl Poezye t. 1 (asnyk).djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

też był, nie wierszopisem, nie machiną do pisania, mniej więcej żywą i mniej więcej doskonałą — gdy ze świata schodził. Wartość swoją czuł, bo miał co odczuwać, wstydu nie udawał; ale żadnych zgoła hałasów naokoło swej osoby nie lubił: to też, kiedy w 30 lat po ogłoszeniu „Podróżnych“ (koniec r. 1864) wyprawić mu chciano obchód uroczysty, wręcz odmówił, uciekł i nawet na chwilę z najżyczliwszymi się poróżnił. Ostatecznie sam wyprawił sobie jubileusz przez uwieńczone powodzeniem wezwanie do składek na szkołę w Białej. Dopiero gronu pań krakowskich, współpracujących w Szkole, udało się w r. 1896 w d. 13 i 14 Grudnia urządzić uroczystość, która była już ostatnią w życiu poety.
Po pięćdziesiątym roku coraz częściej i groźniej na zdrowiu zapadał; raz w sejmie dostał krwotoku. Co parę lat szukał pomocy na południu. W Styczniu 1894 r. wyjechał na Cejlon, w Maju był z powrotem; wzmocnił się, wypogodził znacznie. Lato 1896 r. spędził w Tatrach, przebywał nad jeziorem Szczyrbskiem (Csorba). W zimie niezwykle osłabł; w listach przewidywał śmierć blizką. Na wiosnę wyjechał po ratunek do Włoch, do Neapolu; ratunek ten był zgubą. Prawdopodobnie tam nabawił się zarodków tyfusu, który w pierwszej połowie Maja, już w Krakowie, odrazu powalił go na łoże śmierci. Organizm zmógł wprawdzie chorobę główną, ale uległ pod następczą; galopujące suchoty przecięły pasmo życia. Zanik był powolny, nie sprawiał wielkich cierpień, nie odejmował świadomości. Na dwa dni jeszcze przed skonem wzniosłe troski błyskały z duszy. Smierć przyszła d. 2 Sierpnia przed godziną 9-tą z rana.