Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ko, nic nie boli! (Oblewa ścianę naftą i podpala ją). Obiegnij płomieniu te ściany i sklep nad nami grób Aurelego. (Wyjmuje z szafy flaszeczkę). Takie krople ściekają z życia w kielich na ostatni toast marzycielom. (Pije. Za sceną słychać gwar i krzyki). Szalej dziczyzno, znieprawiona i rozpojona przez cywilizacyę, już ja na twoje wycia ogłuchnę. (Ponowne krzyki). Ojcze, ty drgnąłeś, że na moich ustach zastygnie złorzeczenie? (Opada przy Makarym). Drogi przyjacielu, ja nie umieram w zwątpieniu zupełnem, to nie było całkowite kłamstwo, którem cię uśpiłam. Nie tak, jak sądziłeś i pragnąłeś, ale i ja wierzę w nieśmiertelność dusz. Jeżeli najdrobniejszy atom nie ginie w naturze, choć się od swych związków odrywa i wyzwala, to również ludzkie myśli i uczucia, chociaż bezimienne i z innemi spojone, pozostają na wieki w duchu świata. Co z dusz naszych wyszło, to trwać będzie. Gala, Wanika, ci wszyscy, po których rozpostarł się nasz wpływ dobroczynny, przedłużą życie nasze za grobem i podadzą jego nić pokoleniom następnym. Ojcze... ja nie kłamałam... Biegnijcie myśli moje w czas daleki i rodźcie nowe... Odlatują... Ojcze!... Aureli!... Jesteśmy już tylko powietrzem świata... przestajemy istnieć a istniejemy... Aureli... Ojcze Makary...
Głosy (za sceną). Dom podpalony!... Niech żyje Tipu-Tip!