Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ks. Feliks. Nie wszystko. Naprzód wasza stacya misyjna powinna się uznawać katolicką.
Regina. Ona jest tylko cywilizacyjną.
Ks. Feliks. To niczego nie wyraża. Powtóre, nawróceni przez was murzyni powinni się uważać za trzodkę owczarni katolickiej.
Regina. Kiedy my właściwie nikogo nie nawracamy, ale kształcimy.
Ks. Feliks. No to przynajmniej powinniście nazywać się dziećmi Ojca świętego.
Regina. Ach, nazwijcie nas sobie dziećmi, czyjemi chcecie, aby to nas tylko do niczego i dla nikogo nie zobowiązywało.
Ks. Feliks. Pani szanowna, każdy człowiek musi swoje cele związać z celami jakiejś zbiorowej potęgi, inaczej będzie samotnym atomem, błądzącym śród światów, które go zetrą. Przez siebie i dla siebie jedynie istnieć nie możecie, musicie bodaj zewnętrznie przylgnąć do większej od was mocy. Kropla wody sama jest niczem a połączona z innemi kroplami w oceanie staje się cząstką olbrzymiej siły. Czy zaś między potęgami świata można wskazać wspanialszą, szlachetniejszą, zaszczytniejszą dla należących do niej jednostek, niż Kościół?
Regina. Księże dobrodzieju, o ile w tym przedmiocie zachodzi różnica między naszymi poglądami, to jest ona tak wielką, że spór byłby daremnym. Nie mam nic przeciwko temu, ażebyście nas zaliczyli do