Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak ścieśniać nasz kredyt i osłabiać zaufanie do naszego przedsięwzięcia, że dwa banki nie chcą nam dawać pożyczek. Skutkiem tego w roku zeszłym nietylko nie mieliśmy żadnych zysków, ale nawet dotkliwe straty, sięgające 30.000 złr.
Głosy. (śród wielkiej wrzawy). Nieprawda! Oszustwo! Nie damy się okraść! Zyski są! Wydrek nas ostrzegł!
Wiszar. Podły, kto mi nie wierzy! Zamiast wyć — sprawdźcie rachunki!
Głosy. Pokręcone — poszachrowane! Żądamy pieniędzy, naszych pieniędzy!
Okwit. Cicho! (do Wiszara). Przepraszam uniżenie: pan od swego kapitału miał pobierać z dochodów 5 procent; czy dla pana także zabrakło?
Wiszar. Nie, ale ta suma nie należała do zysku czystego.
Głosy. Tylko do brudnego! Ha, ha, ha! On swoje wziął, dla nas mu nie starczyło!
Wiszar. Bądźcież ludźmi a nie stadem ryczącego bydła!
Okwit. Cicho! (do Wiszara). Jeszcze raz przepraszam pana, te 30.000 złr. strat ktoś musi zapłacić, jeśli fabryka ma istnieć dalej; otóż kto?
Wiszar. Ja.
Okwit. Z jakiej kasy?
Wiszar. Mojej żony.