Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kreisler. O ile z tej obecności pana hrabiego miałem odnieść zaszczyt, byłem bardzo cierpliwym, tylko o ile tego wymagał nasz interes, liczyłem na punktualność. Niech pan hrabia odpocznie i zaraz przystąpimy do spawy[1], która nas tu zebrała.
Hr. Scibor (do Ksawerego). Znasz ją?
Ksawery. Nie.
Kreisler. Rzecz tak stoi... Za pozwoleniem (dzwoni—wchodzi służący). Poproś natychmiast pana Justyna (służący wychodzi). On jako mój wspólnik, jest potrzebny dla uchwały, bo w jej powody już go wtajemniczyłem. Otóż rzecz tak się przedstawia: fabryka Wiszara, w której — jak panom wiadomo — robotnicy dopuszczeni są do udziału w zyskach, rozwija się pomyślnie, ma liczne obstalunki, daje towar dobry i tani. Przewiduję zarzut, że jej współzawodnictwo z tej strony jest groźnem tylko dla fabryk papieru, a nie dotyka innych. Ale ten waryacki koncept Wiszara ma drugą stronę, którą grozi wszystkim przemysłowcom, mianowicie — buntuje im robotników, domagających się podobnego współuczestniczenia w dochodach. Przeciwko temu musimy radzić i wystąpić łącznie wszyscy! Przedtem wszakże uznałem za stosowne porozumieć się co do sposobów działania w kółku ściślejszem — rodzinnem.
Hr. Scibor. Czy pan już to zrobił?
Kreisler. Obu panów liczę do rodziny, skoro pan Ksawery ma być moim zięciem.

  1. Przypis własny Wikiźródeł błąd w druku — powinno być sprawy.