Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiatr wieje. No, obejrz się pani dobrze, każ policzyć swoją czeladź i trzodę, może się też nie dorachujecie jednej sztuki. Tylko nie lękaj się pani! Ja straszyć nie chcę — drobnostka... jakaś tam biedna dziewczyna...
Regina (ze drżeniem). Cecylia?
Makary. O bodajbym ja także mógł sobie ją aż przypominać!
Regina. Dlaczego to mówisz, ojcze Makary?
Makary (szyderczo). Nie domyślna pani jesteś... Pewnie już dużo kwiatów rozdałaś swym przyjaciołom, to też nic dziwnego, że nie wiesz, komu się od ciebie dostał polny chwaścik, przypadkiem na drodze zerwany. (do Aurelego). No, panie, rąb z marmuru piedestał i postaw na nim tę panią, niech świat ma wreszcie posąg swej cywilizacyi!
Regina. Księże nie szydź i powiedz, gdzie jest Cecylia!
Makary. Ty pani powiedz, kiedyś mi ją wyrwała i zgubiła!
Regina (w osłupieniu). Cecylię... zgubiłam?...
Aureli. Ojcze Makary, co się stało!?
Regina (słabym głosem — do Aurelego). Panie, pytaj go...
Makary. Nie pytaj pan, bo mógłbyś za wiele usłyszeć. (śmiejąc się boleśnie) Nic wesołego... Zauważyłeś pan tego wieczora, gdyśmy się tu spotkali, jak powiernica tej pani uprowadziła do swego domu moją...