Strona:Pisma V (Aleksander Świętochowski).djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szlachetną nadzieją! Siebie mogłam ci poświęcić, ale nikogo więcej. Chociaż nisko stoję, umiem jednak odróżnić samobójstwo od zbrodni. Ty myślisz, że zabić siebie i kogoś — wszystko jedno, ja — nie!
Ksawery. Myślę przedewszystkiem, po co marnujesz te melodramatyczne wybuchy, kiedy one nie przeszkodzą mi powtórzyć propozycyi i rekomendować ci jej do uwzględnienia, naprzód dla tego, że nie jest wcale straszną a powtóre — że byłaby ci bardzo użyteczną. Mylisz się bowiem, przypuszczając, że mi idzie o Cecylię...
Melania (z ironią). Ja też przypuszczam, że ci idzie o siebie...
Ksawery. Zgadłaś, ale jeszcze nie jestem pewny, czy właściwie. Sprawa zaś jest taka. (zniżając głos) Panna Regina wyznała mi przy pewnej sposobności poufałego żartu, że odnowiła z tobą dziecinną znajomość i utrzymuje ją dla zapełnienia jednego wakansu w swej służebnej gwardyi, na który nie mogła znaleść dostatecznie uzdolnionej kandydatki...
Melania (wybuchając). Wężu!... kłamiesz! Ona jedna mnie nie potępia i ratuje.
Ksawery. Boś jej jeszcze potrzebna. Słuchasz dalej?
Melania. (ze wzruszeniem). Miałażby nawet ona mną poniewierać? Dziś rzeczywiście... Mów!
Ksawery. O ile mi się zdaje, piękna Regina sprzykrzyła sobie rolę rozkoszy i wkrótce zamyśla debiutować w komedyi cnoty. Ponieważ zaś dla powodze-