Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Aloizy (reflektując się). Żartujesz, panie Maksymie, między mną a Bińskim nie ma nic wspólnego. Poczułem tylko zwykły ludzki żal...
Maksym (j. w.). I może zechcesz pod natchnieniem tego żalu wynagrodzić prześladowanego księgarza ręką swojej córki?
Aloizy. Skądże takie przypuszczenie?
Maksym. To tylko zwykły ludzki żart. Zanadto jesteś pan rozsądnym ojcem, ażebyś mógł skazać dziecko na nędzę, za uczciwie myślisz, ażebyś ją mógł oddać bezbożnikowi, i zanadto łaski hrabiego potrzebujesz, ażebyś mógł mu się sprzeciwiać.
Aloizy Rozumiem to dobrze.
Maksym. I rozumiesz pan zapewnie, że hrabia jak najlepiej wam życzy i że chciałby pannę Jadwigę widzieć żoną najzamożniejszego i najuczciwszego człowieka.
Aloizy. Ani chwili o tem nie wątpiłem.
Maksym. Nie zadziwi to więc pana, gdy powiem, że hrabia już pomyślał o urzeczywistnieniu swych dobrych chęci i wybrał dla pańskiej córki...
Aloizy (drżącym głosem). Zawcześnie, panie Maksymie, zawcześnie. Ona jeszcze bardzo młoda...
Maksym. Dla Bińskiego, ale nie dla Milczka...
Aloizy (zrywając się z krzesła). Dla Milczka?! Nigdy!
Maksym. I to być może, powinieneś pan jednak wiedzieć, cobyś w takim razie stracił.