Przejdź do zawartości

Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej szlochania, osunęła się na kolana i ciągle trzymając słup w objęciach, umilka.[1]
Wysoki mężczyzna, dążący jak gdyby w pogoni za kimś ujrzał zdala, śród gęstej ciemności, na górze krwawy słup, a nad nim tak wielką i olśniewającą gwiazdę, że wszystkie światła nieba razem nie mogły wyrównać jej blaskowi. Stanął i rzekł do siebie.
— Tam on... i ona.
Przybywszy na miejsce, długo nie śmiał dotknąć klęczącej kobiety. Nareszcie odważył się.
— Pani dobra... pani moja... pani święta.. Nie żyje!
Sternik opuścił rozpaczliwie ręce.


Widok 31.

Księżyc jeszcze nie obejrzał i nie zliczył gwiazd, gdy stary Sternik, przyciągnąwszy drabinę i łopatę, zdjął ciało Arjosa i wraz z ciałem Orli zaniósł pod oddaloną palmę, rosnącą samotnie śród pola, wykopał grób, złożył umarłych, zasypał ziemią i przykrył znowu murawą tak dokładnie, jak gdyby ona ruszaną nie była. Wziąwszy z sobą statki i zatarłszy ślady, odszedł. Ale jeszcze raz obejrzał się: pień i gałęzie palmy rozgorzały jasnością niby wielki świecznik; nagle wystrzeliły z niej dwa tęczowe kwiaty, które oderwały się i jako dwa duchy odleciały w przestrzeń.


koniec części trzeciej.



  1. Przypis własny Wikiźródeł błąd w druku — umilkła