Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wir-Wir. Zuch jesteś! Ruf, daj mu dziesięć srebrników!
Niewolnicy skręcili się z lektyką do odwrotu. Ale tłum, podniecony bądź przykładem okrucieństwa, bądź nadzieją otrzymania zapłaty, porwał się do kamieni i zaczął nimi miotać w Arjosa, który oblany krwią, upadł na rusztowanie.
W tej chwili zabrzmiała trąbka, którą tłum zrozumiał i natychmiast ku niej się odparł. Na rynek wjechał herold, który obwieścił:
Herold. Za godzinę rozpocznie się wspaniałe igrzysko. Głodny kondor, posadzony na grzbiecie bawołu, wyrywając mu dziobem i szponami mięso, stoczy z nim walkę.
Tłum uniesiony tą zapowiedzią, popędził jak stado hyen za zwietrzonym żerem.
Wokoło pręgierza zrobiło się pusto; pozostał tylko wartownik, który od czasu do czasu zwracał na owiśniętego Arjosa obojętne spojrzenie. Jakaś chuda, przygarbiona staruszka, z twarzą pomarszczoną jak suszone jabłko, przechodząc, zatrzymała się przed rusztowaniem i zaczęła coś szeptać do siebie. Tuż za nią nadbiegła kobieta wytwornie ubrana, której oczy pałały głębokim ogniem.
Staruszka. Skamienowali robaka.
Jala. Nie żyje?
Staruszka. Ciało ma jak ciasteczko — może skonał.
Jala umoczyła chutkę[1] w wodozbiorze, weszła na rusztowanie, przyłożyła ją do głowy Arjosa, a następnie za-

  1. Przypis własny Wikiźródeł błąd w druku — chustkę