Przejdź do zawartości

Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy tylko oni sądzić go będą?
— Chyba nie.
— Ale jakże oni się pogodzą, kiedy każdy wyznaje inną wiarę?
— Bardzo łatwo, bo Arjos nie wyznawał żadnej.
— Teraz idą urzędnicy.
— I wojskowi.
— O, wielkorządca Protoryi.
— Spieszmy, żeby dostać miejsce.


Widok 27.

Otwarto podwoje trybunału, przez które tłum wepchnął się gwałtownie do sali aż po marmurową przegrodę, oddzielającą miejsca dla sądzących i sądzonych. W trójboczu krzeseł z wysokiemi oparciami, ustawionych na podwyższeniu, zaczęli siadać członkowie sądu, duchowni, świeccy i wojskowi. Środkowe zajął przewodniczący im wielkorządca Protoryi. Na prawym końcu tego złamanego prostokątnie szeregu stała ławka dla obrońcy, pusta.
Wielkorządca. W imieniu władzy zjednoczonych ziem i ludów i z rozkazu króla zjednoczonych dzielnic Godonii, nadzwyczajny sąd ma rozpoznać winy niejakiego Arjosa, pasterza mianującego się posłannikiem boga i wodzem zbuntowanych niewolników. Wprowadzić oskarżonego.
Śród dwu żołnierzy wszedł Arjos. Powiódł wokoło wzrokiem tak bosko czystym i spokojnym, jak gdyby