Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Arjos. Stanie się, co ustanowiono w przedwiecznej prawidłowości nieba
Orla. Nie mów tak, mistrzu kochany, nie oczekuj spokojnie złego, ujdź stąd z nami daleko, aż tam, gdzie ono nas nie dojrzy, nie spotka, nie zgnębi.
Arjos. Mamyż być lękliwsi od brzegów, które nie cofają się i wytrzymują napór fal morza? W duszach naszych nie ukryliśmy prawd kradzionych i nie potrzebujemy chronić się, ażeby ich kto nie odnalazł? Rozdzielimy ten dar boży między wszystkich, którzy do nas przyjdą. A jeżeli nadleci ślepa i dzika burza, to uciekając przed nią, cóż zyskamy, gdy nas doścignie o kilka kroków dalej? Wilk ginie w obronie swych szczeniąt, czyż nasza miłość jest mniejsza, niż wilka, a to, co ukochaliśmy, gorsze od szczeniąt? Nie, Orlo, siostrami miłości są wiara, nadzieja i stałość, ale nie trwoga.
Orla. O, boże, zachowaj go dla chwały swojej i dla dobra naszego! Jeżeli rzuciłeś na ziemię ten swój odblask, niech on jej świeci jak najdłużej. Arjosie, będziemy ci zawsze posłuszni, ale ty pamiętaj, ażebyś nam nie ubył.
Arjos. Nie wybierałem czasu swego przyjścia, nie wybiorę również czasu odejścia. Bóg sam to oznaczy.
Orla. On przecie nas nie skrzywdzi, on cię prędko nie odwoła — prawda?
Arjos. Cokolwiek uczyni, uczyni z miłości.
Orla. I ja także, Arjosie.