niewzruszone prawdy. Jeden przysięga, że świat powstał z ognia, drugi — że z wody, trzeci — że z kichnięcia boskiego, czwarty — że z kaszlu i t. d. Jeden radzi się tuczyć, drugi — zachudzać, trzeci — śmiać, czwarty — płakać, a piąty zaleca patrzeć się ustawicznie w swój pępek, z który mają płynąć najcenniejsze myśli. Ciemny tłum, w który można wmówić, że powinien malin używać jako spinek, a rubiny zjadać, wszystko przyjmuje z równem zadowoleniem. Pewnego dnia dla żartu zacząłem uczyć, że szare chmury są to zbrudzone ubrania bogów, które ich służąca pierze, a wylawszy na ziemię wodę deszczem, rozwiesza ja potem na niebie, jako czyste białe obłoki. W kilka dni miałem już liczny zastęp uczniów, a jeden z kapłanów zaproponował mi do współki zbudowanie świątyni dla owej praczki. Zastrzegł tylko, że ze względu przyzwoitości nie należy utrzymywać, jakoby bogowie podczas tego prania siedzieli w niebie nadzy, lecz mają na zmianę drugą odzież.
Satar. I może zgodziłeś się?
Kobus. Nie, bo by mnie ta komedya nudziła.
Satar. Tylko dlatego?
Kobus. Czyż nie dostateczny powód?
Satar. Myślałem, że cię powstrzymała również uczciwość...
Kobus. Zapewne, mój Satarze, ostrożny człowiek nie włazi w gęste krzaki nietylko z obawy, że może w nich
Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/192
Wygląd
Ta strona została przepisana.