Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siedzą na jednem miejscu i nie prowadzą ciągłych wojen. Byłoby nam dobrze śród Podlotów, ale oni nie przyjęliby nas z obawy przed Alrunem. Co tam! Świat jest rozległy, nikt jego krawędzi nie widział. Da nam przytułek!
Orla. Jakże my wtedy będziemy szczęśliwi! Dusza śmieje mi się do tej nadziei. Ty codziennie pójdziesz na polowanie lub łowy ryb, ja z dzieciuchnami pozostanę w domu i przygotuję wam jedzenie. Wreszcie małe urosną, będzie nas czworo.
Arjos. Tylko czworo?
Orla. Może więcej.
Arjos ucałował zalotnie uśmiechniętą.
Arjos. Z pewnością więcej.
Orla. Nasz syn przybierze sobie potem ładną i dobrą dziewczynę, a córka — dzielnego chłopca. Wtedy będzie nas bardzo dużo... mała gromada...
Arjos. No, rozwiąż Orlo taką zagadkę: co to za brat i siostra, którzy ciągle wzajemnie się rodzą i umierają?
Orla. Nie wiem.
Arjos. Domyśl się.
Orla. Nie mogę.
Arjos. Musisz. Dopóki nie zgadniesz, będę cię całował.
Orla. Owszem, karz jak najdłużej.
Arjos. Zobaczysz, czy nie poprosisz o litość.
Arjos chwycił ją w swoje objęcia i całą obcałowywał z wzrastającą namiętnością.