Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Itam. Zabrał mi smaczny kąsek.
Alrun. Odejdź, Itamie, odejdź dokuczliwy liszaju... Nie chcę twoich szyderstw! Wszystkie złe duchy niemi na mnie rozdrażnisz.
Itam odszedł śpiewając.

Arjos jagódki
Z ust swej Orliczki
Zbiera.
  Alrun zaś smutki
Ściskaniem pliszki
Ściera.

Alrun. Co on śpiewa? Słyszałeś? Itamie, chodź tu...
Zmik. Zadrwił z ciebie i ucieka.
Alrun cisnął włócznią za Itamem, który jej uniknął i skrył się w las.
Alrun. Nie ujdziesz mi, łotrze! Za co ja lubię tego chłopca, kiedy on taki zły, jak gdyby miał w gębie gniazdo żmij! Ale trzeba go raz ukarać. Nie mogę go ścigać, bo kości w nogach mi rozmiękły.
Zmik. Dziś jeszcze będziesz zdrów. Niech tylko posłańcy wrócą z dobrą nowiną.
Alrun. Naucz się mówić, bałwanie! Ja nie chcę żadnej nowiny, ja chcę Orli!
Zmik. Będziesz ją miał. Tej nocy śnił mi się olbrzymi cedr, na którym zamiast szyszek wisiały żółwie.
Alrun. Dlaczegoż to ma znaczyć, że dostanę Orlę?
Zmik. Jak żółwie przyszły i uczepiły się na gałęziach cedru, tak ona uczepi się rąk twoich.
Alrun. Aha! Jak to wy umiecie wszystko zgrabnie wytłomaczyć... Objaśnij mi też jedną zagadkę: jeżeli dusza we śnie człowieka opuszcza jego ciało i odby-