Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

reszcie utorowano drogę. Mój doróżkarz miał już wolną, mijając wszakże woły, ciął jednego z nich tak mocno batem, że aż biednemu stworzeniu z oka wyciekł krwawy wężyk.
— I za co go bijesz? — zawołałem wzburzony.
— To na rzeź, panie.

Cały w tej odpowiedzi systemat. Co ma prawo do życia — to pozostaje pod osłoną wszystkich naszych uczuć; co na rzeź przeznaczone, zasługuje tylko na okrucieństwo. Chłopiec źle zrobił, postraszywszy pasące się byczki, woźnica oberwał po karku za uderzenie wołów, ciągnących wóz, ale te płowe mięsa wolno ćwiczyć dla rozrywki.
Na koźle dorożki siedział prawdziwy Pindter.