Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się uśmiechał, bo każdą gorycz osładzała mu błoga pewność zarobku. Ani przez chwilę nie pomyślał o zemście.
Po wymysłach i przycinkach zostawały mu tylko niewyraźne wspomnienia, a po dniach pracy ruble — dla czego miał dbać więcej o pierwsze, niż ostatnie? Wcale więc nie szemrał i zgodziłby się na los taki do końca żywota. Cierniem na drodze biedaka jest nie zniewaga, ale bezrobocie.
Po miesiącu bytności, pełniąc ciągle obowiązki delegata swych towarzyszów, poprawił sobie znacznie polską mowę i poznał miasto, co go zabezpieczyło od ich gniewu. W miarę wszakże, jak dola jego z tej strony się wypogadzała, z drugiej zaciemniały ją coraz większe chmury. Czapla był niezmordowanym w trapieniu niemców za pośrednictwem Kruga. Raz zawiadomiwszy go, że nazajutrz przypada jakieś kościelne święto, zanim nieporozumienie się wyjaśniło, wstrzymał ich na pół dnia od roboty. Krug był zbyt pracą ogłuszonym i z natury dobrotliwym, ażeby mógł w postępowaniu Czapli dostrzedz systematyczne prześladowanie. Zdarzył się jednakże wypadek, który łatwowierności mularza mysłowickiego posłużył za ważną przestrogę. Czapla pożyczył od niego cztery ruble, które wraz z towarzyszami przepił. Cierpliwie Krug czekał zwrotu pieniędzy, ale nareszcie, gdy dłużnik zdawał się o nich wcale nie pamiętać, sam go zaczepił.
— Jakie cztery ruble? — spytał wesoło Czapla.