Strona:Pisma I (Aleksander Świętochowski).djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pierwszego noclegu w wilgotnej suterenie, gdzie Glückwurm umieścił mularzy, powinny go były przejąć najlepszą otuchą. Śniło mu się bowiem, że jego Fritz spodnie szanował i do szkoły regularnie chodził, że August wypisał na parkanie wapnem całe abecadło, że Wilhelm nauczył się wprawnie Vater unser, że Bruno wyciągał rączki do portyera i wołał: tata. Nad ranem wreszcie ukazał się Krugowi we śnie anioł i objawił mu: »oto zarobisz w Warszawie bardzo dużo pieniędzy, a żona twoja pocznie i porodzi syna, któremu dasz imię Franz«. Dawniej byłby Krug tem ostatniem proroctwem bardzo się przeraził, bo jakkolwiek miłość jego do dzieci była ilościowo nieograniczoną, ograniczone były środki ich wyżywienia; ale teraz gdy mu anioł zapewnił duży zarobek, rad był pomnożeniu się potomstwa, tem bardziej, że nowy przybysz miał nosić imię jego przyjaciela.
Jeszcze słońce krawędzi nieba nie rozjaśniło, kiedy Krug zerwał się z pościeli. Potrzeba zaczęcia roboty i dotykalnego przekonania się, że ją dostał, spać mu nie dawała. Nie mogąc doczekać się powstania towarzyszów, naprzód stukiem, później targaniem zwolna ich rozbudził. Ziewnęło przerywaną gamą piętnaście piersi, niby piętnaście haseł budzącej się pracy.
Wkrótce wszyscy mularze byli gotowi do wyjścia, ale na nieszczęście nikt się nie zjawiał, ktoby im wskazał miejsce roboty. Okoliczność ta niepokoiła nadewszystko biednego Kruga, który tak często i głęboko