Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA IV.
Ciż, Perykles i Fidyasz.

Perykles. Przyjacielu kochany...
Anaksagoras. Żyje?!
Perykles. Znieść musisz drugi straszny cios: Tucydydes oskarżył cię o jawne znieważenie religii i bezbożne tłomaczenie mitów, a na dowód złożył twoje pismo. Skutkiem tego sąd polecił cię natychmiast aresztować i zaledwie na moją prośbę wstrzymał wykonanie rozkazu do końca pogrzebu syna twojego.
Aspazya. Więc ścięta głowa Meduzy odrasta? Więc walka nieskończona a polegli w niej zmartwychwstają?
Fidyasz. Ostatnie drgnienia niedobitych.
Anaksagoras (do Peryklesa spokojnie). Odprowadź mnie do więzienia.
Perykles. Możebyś już nigdy z niego nie wyszedł.
Anaksagoras. Po co?
Perykles (surowo). Anaksagorasie, nie popełniaj samobójstwa, bo nie na to tyle lat nieśliśmy chorągiew postępu, ażebyś dobrowolnie przebił się jej ostrym drzewcem, kiedy ją jeszcze trzymać możesz.
Anaksagoras. Co mam zrobić?
Perykles. Bezwłocznie wyjechać z Aten i zdala od nich czekać wyroku. W porcie stoi statek handlowy, który dziś odpływa do Mizyi — tam cię Fidyasz powierzy znajomemu sternikowi.