Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trudno; majątku więc nie rozdam, ale żeby cię nie puścić bez wynagrodzenia za taką piękną sofistykę, na twoją cześć daruję robotnikom szkody i podwyższę płacę — do czasu ukończenia obstalunku dla Sparty.
Protagoras. Na cóż to Sparta zamówiła tyle broni?
Kalias. Nie wiem — nie pytałem nawet Tucydydesa.
Protagoras. On był pośrednikiem?
Kalias. Zwykle on załatwia jej interesy w Atenach.
Protagoras. Tak... Pożegnam cię już Kaliasie...
Kalias. Zostań u mnie na obiedzie.
Protagoras. Nie mogę, dziś jeszcze wyjeżdżam do Turiów...
Kalias. Po co?
Protagoras. Perykles polecił mi napisać dla tego miasta ustawę.
Kalias. No, już tam nie założę fabryki. Ej ostrożnie z tym Peryklesem, bo on sobie tron ustawi i posadzi na nim obok siebie Aspazyę (podczas tych słów zbliża się Elpinika).
Protagoras. Alboż by to była nie piękna para królewska! (wychodzi).
Kalias (śmiejąc się). Słyszysz, kochana Elpiniko: ty, godna korony, panujesz tylko nad Kaliasem, a rozpustna Aspazya niedługo panować będzie nad Atenami.
Elpinika. Ona już niemi rządzi. Tobie się zdaje, Kaliasie, żeś obywatel potężny, że ci nikt nie wyrównywa w bogactwie, że mógłbyś o własnej sile wystawić