Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ksantypos (pisze). Wina zbyt gorzkie, ciasta zbyt słodkie... (ustaje). Oto masz, Elpiniko, skargę serca mojego, którą złóż przed tronem najwyższego boga.
Elpinika (przeczytawszy papyrus). Doskonale. Ani przypuszczałam...
Ksantypos. Mamuniu najukochańsza...
Elpinika. Proszę cię, tak mnie nie nazywaj...
Ksantypos. Diaczego? Moją matkę wydałem za mąż, twój Hiponikos jeczcze mały a ja jestem już duży. Słusznie mamunia zauważyłaś, że ta kartka — to cały majątek mojego ojca. Zatrzymaj ją i zalicz mi tylko drobną cząstkę...
Elpinika. Ile ci potrzeba?
Ksantypos. Hekatonowi coś jestem winien... spadek po Peryklesie muszę z przyjaciółmi okropić... Niewiele — sto drachm.
Elpinika. Za każdy wyraz jedną (rachuje napisane przez Ksantypa słowa) osiemdziesiąt trzy... (wyjmuje ze stolika pieniądze i kładzie mu na rękę).
Ksantypos (uradowany). Każdy wyraz drachma! Ośmdziesiąt trzy! (wchodzi Protagoras).

SCENA VIII.
Ciż i Protagoras.

Elpinika (do siebie). W takiej chwili... a!
Ksantypos. Protagoras, mój szanowny nauczyciel.
Protagoras. Niewolnik wskazał mi, że tu znajdę Kaliasa.