Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

włosów, a jutro go może zdradzi. Moje koty dokazały tego, czego nie dokazałaby nigdy wymowa Peryklesa.
Aspazya. I w to uwierzę, abyś tylko ten wypadek zachowała w tajemnicy.
Diotima. Ani myślę.
Aspazya. Dmuchasz w gorący popiół, który ci niewątpliwie oczy zasypie i poparzy. Nie jesteś obywatelką ateńską; gdy Elpinika poruszy swe stosunki i wpływy, sponiewierają cię i wygonią jak szkodną kunę. Nie łudź się siłą demokracyi, która dotąd jeszcze działa po za ustawami. Tu cudzoziemkom wolno zaledwie tyle, co strąconym z drzewa przez wiatr szyszkom: kurczyć się w deszcz i rozszerzać w pogodę, a zawsze oczekiwać tego, że czyjaś noga po nich przejdzie.
Diotima. Sama powiedziałaś, że żyjemy w okresie panowania kobiet.
Aspazya. Ostrożnych i roztropnych. Śmiałym zapewniono przywileje i swobodę, ale pod warunkiem, że będą ladacznicami.
Diotima. Puste strachy! Co znowu, czy po to przyjechałam do Aten, ażeby być w nich mądrą i unikającą światła dziennego sową? Ja pragnę używać życia pospiesznie, niewstrzemięźliwie, wesoło, bo jego nić niedługo się przerwie.
Aspazya (smutnie). Tracę w tobie przyjaciółkę, po-