Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sofokles. Jakież potwory wyrosną z synów Peryklesa pod wpływem takiego, jak ty, nauczyciela!
Protagoras. Przeciwnie, będą zuchy i nie pozwolą sobie szczotką nosa obcierać. Szkoda, że ich tu nie ma, bo bym ci pokazał, jak umieją dowodzić, że gdy jeden oczy zamknie, drugi istnieć przestanie, że kret nie może nigdy dogonić ślimaka, że każda kobieta dzierżawi od mężczyzny swoje własne ciało itd. Ale ostatecznie wartoby coś wydobyć z radców wojennych Peryklesa dla uspokojenia ślepych i kulawych obywateli, którzy tu po nowiny się złażą.

SCENA III.
Ciż, Anaksagoras, Fidyasz, Niewolnik.

Fidyasz (klaszcząc w dłonie — do niewolnika). Zdrów jesteś?
Niewolnik. Cały.
Fidyasz. Pędź jak strzała i zanieś to pismo Peryklesowi, a gdyby cię Spartanie ujęli, połknij je.
Niewolnik. Służę (wychodzi).
Anaksagoras. Witam cię, Sofoklesie.
Sofokles. Niepomyślną wiadomość czytam w twojej twarzy.
Anaksagoras. Tesalczycy zdradzili i przeszli do Spartan...
Sofoklos. Ha, gady!
Anaksagoras. Zacny nasz Efialtes zginął...