Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szem gardle, więc wyciągasz sobie mędrkowaniem język, ażeby ją filozoficznie polizać. Tfu! (do Sofoklesa). Przed chwilą dopiero poznałem twój głos. Ty pukałeś?
Sofokles. Cóż się stało?
Fidyasz. Za chwilę ci opowiem, tylko odpiszemy Peryklesowi. Poczekaj. (odchodzi).
Protagoras. Gdybym wierzył w mitologię, przypuszczałbym, że Apollo plunął w czaszkę ludzką i stworzył mózg Fidyasza, którego mądrością jest tfu!
Sofokles. On nie zmaleje, chociaż go swoją złośliwością przytniesz.

SCENA II.
Sofokles, Protagoras, obywatele ateńscy.

Obywatel (wchodzi o kuli). Wybaczcie — podobno przybył tu goniec z pod Tanagry.
Sofokles. Zapewne bitwa jeszcze nieskończona.
Obywatel. Gdybym miał moją odciętą nogę, byłbym tam (wychodzi).
Protagoras. To ciekawy!
Sofokles. Tylko ciekawy? I on z samolubstwa pragnąłby uczestniczyć w wojnie?
Protagoras. Z nałogu lub ze strachu przed większem złem. Zresztą może kulawym pogardziła jaka dziewczyna, więc chciałby jeszcze raz nogę stracić, ażeby go przyniesiono w tryumfie na tarczach i w nagrodę waleczności kazano jej poślubić. A dla korzystania z małżeństwa nóg nie potrzeba.