Strona:Pisma II (Aleksander Świętochowski).djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znalazł się był człowiek zdolny mi na nie odpowiedzieć, byłby mnie może wyrwał z tego miłosnego kokonu, który na około siebie oprządłem i w którym powoli zasycham.
— Dlaczegóż nie wyśledziłeś tej kobiety — przerwałem — nie starałeś się dowiedzieć o jej nazwisku, poznać?
Uśmiechnął się smutnie.
— W tem — rzekł — tkwi właśnie tajemnica mojej natury i mojej miłości. Zrobiłby to człowiek, słabiej odczuwający wrażenia i mniej rozmarzony. Zanim myśli moje nabrały energii do chodzenia po ziemi, już je wyobraźnia uniosła do nieba. Nie mając na razie żadnego objaśnienia, prócz kilku w lot schwytanych i dowolnie wytłómaczoych spostrzeżeń, pozostawiony sam na sam z zagadką, zacząłem ją rozwiązywać tak, jak mi serce doradzało. Rzuć w takie gorące serce obraz pięknej kobiety, a z pewnością narodzi się w niem anioł. A gdy on się narodzi, zamkniesz go i strzedz będziesz, ażeby mu rzeczywistość nie odłamała skrzydeł i nie poplamiła szat białych. Wszyscy ludzie są o tyle piękni, o ile mniej poznani. Huryski raju machometańskiego dlatego tak urocze, że mają na ziemi twarz zasłoniętą. Natura dała nam wyobraźnię, ażebyśmy ozdabiali jej twory. Gdyby zwleczono całą tunikę z Fryny, gdyby na wskróś prześwietlono jej ciało, zamiast uniewinnić z zachwytu, sędziowie potępiliby ją z odrazy. Sparta nie znała idealnej miłości, bo jej