Strona:Pisma II (Aleksander Świętochowski).djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, stryju, ciebie gryzie jakaś boleść, której zdusić nie możesz. Musiało coś zajść w tym nieszczęsnym klubie, o którym ludzie tyle bajek przędą. Mój drogi, czemu ty mnie zbywasz zawsze żartami i nie chcesz powiedzieć, co to za stowarzyszenie?
Starcie z Urbinem wyczerpało go i osłabiło w nim siłę oporu; ustawa klubu nie zabraniała odsłaniać jego celu osobom zaufanym, więc Radek dał córce rzetelne objaśnienie.
Wysłuchała go z wielką ciekawością.
— Każdy ze wszystkich tajemnic się wyspowiadał? — powtórzyła gorączkowo.
— Ze wszystkich — rzekł Radek.
— I ty stryju?
— I ja.
— I Urbin?
— Tak. Ach, zapomniałem, oświadczył mi się o ciebie. Czy chcesz pójść za niego?
Iza nie rzekła ani słowa i zatonęła w rozmyślaniach. Powstawszy, zaczęła chodzić przyspieszonymi krokami po pokoju. Na jej twarzy odbijał się zamęt różnorodnych myśli.
— Prześpij się stryju trochę, to cię wzmocni — rzekła czule.
Radek usłuchał tej rady, przeszedł do swego gabinetu, położył na biurku dwa duże klucze, które trzymał w ręku, zdjął tużurek, oparł się na szezlongu i zasnął. Iza wpatrywała się w niego uważnie czas