Strona:Pisma II (Aleksander Świętochowski).djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obserwować. Gdy zgromadzimy wystarczający materyał, jeden z nas przerobi go na dzieło naukowe.
— I mnie — rzekł Urbin — oddawna zajmowała ta kwestya, chociaż nie wpadłem na właściwą drogę jej rozwiązania. Rzeczywiście wasz pomysł jest najlepszy i może jedyny. Co zaś do mojej osoby, zdaje mi się, że ten materyał pomnożę bardzo obficie. Zawsze usiłowałem być jednolitym i uczciwym, ale dziś ta chęć stała się we mnie manią, pragnieniem, górującem ponad wszystkiemi innemi. Mimo wszakże tego pragnienia, mimo boleści, jaką uczuwam po tylokrotnem przeniewierzeniu się mu, z doświadczeń przeszłych i ze znajomości natury swojej wnoszę, że nie osiągnę nigdy celu i że ciągle dopuszczać się będę rozmaitych obrzydliwości moralnych. Jestem też bezmiernie nieszczęśliwym, gdy myślę, że dojdę do kresu życia ze wzgardą dla siebie.
Dotychczas ani razu nie panował w klubie szachistów tak tragiczny nastrój. Jego członkowie mieli istotnie poważne zamiary, ale przykre uczucia starali się od czasu do czasu osłabiać rezygnacyą. — Cóż robić, kiedy tacy jesteśmy! — powtarzali. Urbin wypłaszał tę pociechę.
— Nie chodzi mi tu wcale o obłudę — mówił z coraz większem przygnębieniem. Może ona być niesympatyczną, nawet szkodliwą, ale nie jest ani głupią, ani nieuleczalną. Wszystkie istoty, które prowadzą walkę o byt, muszą być obłudne. Jeżeli ptak, przy-