Strona:Pisma II (Aleksander Świętochowski).djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ostatntego krańca w miłości z kobietą, któraby była zupełnie świadomą swych czynów...
— Jeśli jest wolną — i któraby miała odwagę przyznać się temu, który jej zaufał, jeśli jest zamężną.
— Ha, ha, ha, pan byś dla prawdy świat zgubił! Jest to fanatyzm, nieliczący się z warunkami rzeczywistego życia. Chcesz pan, ażeby kobieta, mająca nieraz dzieci, do których jest przywiązaną, wyspowiadała się przed mężem ze swej miłości dla innego, którego również krępują te same węzły i który jej poślubić nie może; ażeby daremnie rozdarła dwie rodziny; ażeby szczerością zabiła to, co tajemnicą w spokoju utrzymać zdoła — nie, to recepta dla szaleńców. A z drugiej strony nie zaprzeczysz pan, że ci ludzie mają naturalne prawo kochać się, dążyć do siebie, pragnąć wspólnego życia, tajemnych, kradzionych rozkoszy.
— To sprawa całkiem inna. Miłość pomiędzy kobietą zamężną a mężczyzną żonatym, której rozum stłumić nie może a obowiązki ujawnić nie pozwalają, jest nieszczęściem, a wszystkie nieszczęścia mają swój osobny kodeks — rozpaczy.
— Pomówimy o nim kiedykolwiek?
— Nie!