Przejdź do zawartości

Strona:Pisma II (Aleksander Świętochowski).djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
3.

— Nie mąż, tylko... gazeta.
— Szkoda.
— Co pani właściwie grozi?
— Wstyd.
— Czego? Żeś pani nie mogła domówić całej prawdy?
— Żem powiedziała za wiele.
— Uspokoję panią, bo powiem więcej.
— Na litość — nie.
— Proszę mi nie odbierać głosu, gdyż w takim razie nasza rozmowa byłaby jedynie zwykłym romansem, nie zaś pouczającem doświadczeniem.
— Brak mi odwagi.
— Teraz ona tylko mnie potrzebna. Zresztą nie lękaj się pani: będzie to niewinna sobótka pogańska, w której nie rzucimy się w ogień, lecz przeskoczymy go. Pomogę.
— Pomożesz pan?
— Panią to zdumiewa? Sądziłaś, że padnę na kolana i wyznam moją miłość, a uniewinnię twoją? Bynajmniej. Pani nie jesteś dla mnie ani boginią, ani