Strona:Pisma III (Aleksander Świętochowski).djvu/144

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Memnonie, dziękuję ci duszą rozrzewnioną, dziękuję życiem nowem, dziękuję wszystkiemi uczuciami, jakie we mnie się rodzą. Natchnij wdzięczność moją wskazaniem ofiary, któraby ci miłą była.
    I pocałowała czarny kamień.
    Posąg poruszył się i jakgdyby głęboko westchnął. Asbe, nie odejmując ust, poczuła, że on się rozgrzewa. Nareszcie usłyszała z góry wołanie:
    — Asbe!
    Odchyliła się trwożliwie. Głos umilkł, nawet cisza przestała powtarzać jego echo. Kobieta znowu dotknęła posąg ustami; drgnął silnie i zabrzmiał:
    — Najmilsza mi ofiara z twoich pocałunków czystych.
    Nagłym rzutem wskoczyła Asbe na podstawę posągu, oplotła go ramionami, przytuliła się do niego twarzą i spytała:
    — Ty żyjesz Memnonie?
    — Żyję — odrzekł, opasawszy ją kamiennemi rękami — żyję, gdy padają na mnie promienie wschodzącego słońca i gdy mnie całują twoje usta.
    Podniósł ją, przycisnął do szerokiej piersi i mówił dalej:
    — Cud z cudu się począł. Ja zdjąłem niemotę z twojego języka, ty z mojego serca. Życie krótkie roztrwoniłem na walki, na starcia z wrogami; umarłem w nienawiści, nie w kochaniu. Od czasu jak tu skamienia-