Strona:Pisma III (Aleksander Świętochowski).djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u stryja, skąd po jego śmierci przybyłem tu przed tygodniem.
— Czem się trudnisz?
— Dotąd niczem.
— Z czego żyjesz?
— Za ładowanie statków dostaję dziennie w porcie pół obola.
— Cóż robiłeś w Larissie?
— Wycinałem na pniach drzew i skałach postacie, które za mną chodziły i opłakiwały Fidyasza.
— Znasz Pentelikon?
— Jeszcze go z blizka nie widziałem.
— Bogowie kochają tę górę o łonie marmurowem; jeżeli więc z niej skarżą się na ciebie, musiałeś ich obrazić.
— Ja ich tylko stwarzałem.
— Bluźnisz.
— Obejrzcie pnie drzew w Larissie.
— Bluźnisz; prawdopodobnie tam wyrządziłeś im jakąś zniewagę i uciekłeś przed zemstą. Dostrzegłszy cię tu, domagają się ofiary.
Badanie skończono. Po długiej naradzie sąd wydał wyrok, skazujący Alkamenesa na przebywanie u otwartego wnętrza Pentelikonu, dopóki bogowie wyraźnie swej woli co do winowajcy nie objawią lub go nie zgładzą.
Lud przyjął to orzeczenie z zapałem.
Alkamenes wrócił do domku, w którym przebywał,