Strona:Pisma III (Aleksander Świętochowski).djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siadła na tronie z krzyształów lodu, wysłanym skórkami nietoperzów i obitym na krawędziach źrenicami bazyliszków. Unosiły go na swych grzbietach dwie leżące hyeny, za podnóże służył mu zwinięty szakal, a u wierzchu tylnego oparcia kołysał się leniwie zamyślony sęp. Władczyni trzymała w jednej ręce miecz, a w drugiej krzyż opleciony ogonem żywego węża, który wsunąwszy się połową przez ranę boku rozpiętego Chrystusa, przez boleśnie otwarte jego usta wysuwał swoje żądło. Groźna i ponura jej twarz ujęta była w ramy długich, prostych włosów; nad czołem błyszczał wąski łuk księżyca, a po szacie z kruczych piór rozsypały się drobne gwiazdki. Przed tronem na ołtarzu ze spróchniałych serc, w wydrążonych czaszkach ludzkich paliły się kadzidła, których gęste i ciężkie dymy rozwieszały swe kłęby na wyparach szerokiego bagniska, migającego niezliczonymi płomykami błędnych ogników.
Zaledwie Noc usiadła, upiory jej orszaku, zgasiwszy ostatni promień słońca, zdjęły z ramion swej pani długi czarny płaszcz i rzuciły wichrom, które w tej chwili nadbiegły. Pochwyciły go one, z szumem szerokich skrzydeł uniosły i rozpostarły po niebie. Na tle tego kiru mocniejszym blaskiem odbiły się gwiazdy jej szaty i ogniki otaczającego ją trzęsawiska. Były to jedyne światła w tej ciemności. Wywabione niemi ze swych jam, szczelin i rumowisk przypełzały lub przyskoczyły przed tron Nocy różne potwory ziemi.