Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 81.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  304  —

ły, toczącej się z góry w przepaść. Przez mgnienie oka widzisz lancę wygiętą, jak pałąk, którego ostry koniec tkwi w karku byka — i potem staje się rzecz poprostu ohydna. Potężna głowa i kark rozjuszonego zwierzęcia giną pod brzuchem końskim, rogi pogrążają się aż po nasadę we wnętrznościach; czasem byk podnosi i jeźdźca i konia w górę, czasem widzisz tylko wzniesiony zad koński, kopiący konwulsyjnie powietrze — zaczem jeździec pada na ziemię, koń wali się na niego i słychać chrobot siodła; z konia, jeźdźca i siodła tworzy się bezkształtna masa, którą rozszalały byk depce i przygważdża rogami.
Twarze nieprzywykłych do widowiska bledną. Widziałem w Barcelonie i Madrycie Angielki, których oblicza stawały się białe, jak płótno. Każdy, kto jest pierwszy raz w cyrku, ma wrażenie katastrofy. Gdy się widzi jeźdźca, zwiniętego w kłąb, gniecionego ciężarem siodła i rumaka, a nad tem wszystkiem rozszalałe zwierzę, maczające z wściekłością rogi w tej kupie mięsa, zdaje się, że dla człowieka niemasz żadnego ratunku i że służba podniesie tylko z piasku krwawego trupa.
Lecz to złudzenie! Wszystko, co się dzieje, leży w programie widowiska.
Jeździec pod irchą i haftami, ma zbroję, która go broni od zgniecenia — upadł zaś umyślnie pod konie, aby ów zasłonił go swem ciałem od rogów. Jakoż byk, widząc przed so-