Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 81.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  162  —

nym domyślać się, że nikt mu nie zapłaci; jakkolwiek chodził, leczył i dopomagał naturze, a nawet dopomógł jej, gdyż pacyent umarł.
W innych mniej więcej ucywilizowanych społeczeństwach są podobno odnośne przepisy i zwyczaje, że w podobnych wypadkach doktór, aptekarz i t. p. pierwsze mają prawa. U nas, jak widzimy, jest przeciwnie, i synom eskulapa nader podobno często przepadają należności, zwłaszcza zaś wówczas, gdy fundusze w braku sukcesorów bywają ubezpieczone zwykłą w podobnych razach drogą. Widzimy z tego jasno, jak na dłoni, że fundusze bywają u nas najlepiej ubezpieczone, bo tak dobrze, że już nikt do nich dobrać się nie może.
W Warszawie jest mnóstwo ludzi, których całem zajęciem bywa odgadywanie zagadek. Pożytku stąd żadnego, a głowa się napróżno mozoli. Są np. teraz tacy, którzy łamią sobie głowy, kto zwróci fundusze, zmarnowane przez sędziego Koniego. Wiadomo, że iudex ów stracił dwadzieścia kilka tysięcy z powierzonych mu pieniędzy depozytowych. Kto je tedy wróci? Pytanie to przypomina mi inne. Gdzie się wróble podzieją, jak się stodoła spali? — Cóż to kogo może obchodzić? Rozum zda się według mego zdania na to, by nie odpowiadać na głupie pytania. Właściwie mówiąc, jest to rzecz tych, którzy pieniądze stracili. Powinni oni po-