Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zbrzydzili ten świat, a rzeczywistość dopomaga codzień ich filozofii. Ta straszna rozterka między pragnieniem na gwałt szczęścia a konieczną niedolą, między wysileniami życia a nieuchronną śmiercią, rodzi ogólny nastrój, w którymby człowiek, zmęczony aż nadto życiem, rad, niechby na chwilę, o niem zapomnieć i choć w poezyi znaleźć jakieś pierwiastki wieczne, a błogie i kojące. Tym to wołaniom dusz umęczonych, tym dążeniom i potrzebom bardzo przecie naturalnym, bo wrodzonym, naturalizm literacki nie czyni zadość. Co więcej, nie wiem dlaczego tak jest, ale tak jest: raz stanąwszy na gruncie rzeczywistości, stacza się łatwo, jakby po równi pochyłej, aż tam, gdzie rzeczywistość staje się płaskością, zaczyna wstydzić się każdego uniesienia i każdego porywu. Młodość, jej egzaltowane słowo, jej rumieniec zapału, bijący na twarz, jej skry w oku, wydają mu się przesadą. Doprowadzony do krańców, a doprowadzony bywa wszędzie przez jakąś fatalną konieczność, staje się bardziej powszednim, niż życie samo. Zatraca się wówczas stopniowo trafny rzut oka na to, co jest prawdą piękną, a co obrzydliwą, i ogólny poziom literatury spada coraz niżej.
Tak stało się we Francyi. Romantyzm jej był zbyt jednostronnym, a naturalizm, o który dziś „Figaro” wydrapuje oczy panu Zoli, przebrał miarę estetyczną, zacieśnił dobrowol-