Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niejszym i coraz błękitniejszym, w miarę oddalenia, przezroczystości powietrza i ustalającej się pogody.
Lasek wydawał się prześlicznie. Kto go zna, niech sobie przypomni te malownicze partye drzew, te wzgórza, pokryte sośniną i woniejące żywicą, aleje, ocienione liściem grabiny, cichą głębię gąszczów, pełność zielonawych światłocieni spokoju jeziora, jak lustra, i nakoniec otwartą daleką perspektywę w miejscach, nieprzysłoniętych drzewami.
W dniu uroczystym tłumy, napełniające wszystkie ulice, dodawały jeszcze tej miejscowości ożywienia, malownicze zaś kostiumy sprawiały wrażenie jakby wielkiej jakiejś maskarady pod gołem niebem. Tu, z pod białych turbanów, widać było płomienne oczy i śniadą cerę Arabów; tam znów synowie państwa nieniebieskiego o długich warkoczach, błękitno odziani, tworzyli ruchliwą i wielomówną grupę; tam po „sombrerach” poznawałeś Brazylijczyków lub Meksykanów, po fezach — Turków i Greków, po długich paletotach — Anglików; słychać było wszystkie języki, można było przypatrzyć się wszelkim typom, zrodzonym nad Sekwaną, Wisłą, Rio-Grande, Amazonką, Nilem, Bramaputrą, Sprewą i Tamizą. Tłumy roiły się tak gęsto, że całe aleje wydawały się, jak pstre, poruszające się węże; ogromne nawet trawniki również były pokryte; głównemi zaś