Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

złotym. Prawdziwy szał ogarnął teraz mieszkańców terytoryów sąsiednich. Nie zważając na Siouxów, na traktaty, na zakazy rządowe, na wojska zresztą bardzo nieliczne, awanturnicy poczęli ciągnąć w Czarne Góry, już nie dziesiątkami, ale setkami. W maju 1875 było już pięć tysięcy ludzi, pracujących nad Francuskim strumieniem. Rząd wówczas zawahał się, co czynić. Traktaty były napisane czarno na białem, ale fakta po wszystkie czasy silniejsze były od traktatów. Zresztą, można było wypędzić dwudziestu siedmiu ludzi, ale z pięciu tysiącami potrzebaby było chyba wieść otwartą wojnę. Rząd był pewny, że nowi osiedleńcy będą odpierać siłę — siłą. Osiedleńcy składali się prawie wyłącznie z mężczyzn, ludzi zuchwałych, gotowych na wszystko i zahartowanych w boju. Cóż było robić? Rząd w Stanach Zjednoczonych posiada tak mało wojska, że czasem na cały stan wypada po kilkudziesięciu ludzi zaledwie. Tak np. w Kalifornii, w czasie ostatnich rozruchów robotniczych przeciw Chińczykom, — w San-Francisco, licząc w to forty broniące zatoki, było 41, wyraźnie czterdziestu jeden żołnierzy. A przytem, co do Czarnych Gór, nastręczało się jeszcze jedno pytanie: oto, jeśli te góry istotnie zawierały skarby, które dotąd leżały bezużytecznie, a których wydobycie na jaw wzbogaciłoby kraj, jeżeli bogactwem swych zasobów naturalnych przedstawiały okolicę zdatną do koloni-