Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 80.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny i wychowany w Kalifornii, z ojca Amerykanina, a matki Hiszpanki, nie chce przyznać, aby istniał jakikolwiek kraj, pod jakimkolwiek względem od Kalifornii doskonalszy.
Nieraz sprzecza się ze mną o rzeczy tak błahe, że inni śmieją się z niego i przezywają go „Crazy Ward” (szalony Ward). Dość, abym przy śniadaniu lub obiedzie zrobił uwagę, zresztą prawdziwą, ze owoce i kartofle kalifornijskie, lubo większe od europejskich, nie są tak smaczne, a Ward zrywa się i wykrzyknąwszy: „by God!”, poczyna ze mną kłótnię. Pierwszego noclegu na wozie posprzeczaliśmy się o wyścigi. Kwik mułów i koni sprowadził rozmowę na te zwierzęta, a następnie wyścigi konne, które w Kalifornii odbywają się wozami. Gdym powiedział, że wyścigi takie nie mają sensu, Ward odrzucił skórę bawolą, którą był nakryty, zerwał się, uderzył głową o pułap wozu, przewrócił się, upadł na flegmatycznego Thompsona, i rozpoczęła się zwykła wojna, którą przerwało dopiero chrapanie Woothrupa. Mimo tego jednak Ward trzymał się ze mną najbliżej i oddał mi potem w ciągu wyprawy niemałe usługi, pilnując mię, gdym zasłabł, jak brat. Co do dwóch innych moich towarzyszów, Thompson jest to flegmatyczny Anglik, długi, chudy, z oczyma i ustami, których końce spuszczają się na dół, co wszystko robi go podobnym do karykatury, wyciętej z papieru. Sympatyczniejsze