Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   261   —

inni. Oto nie stoi na tym poziomie moralnym, na którym autor usiłował go postawić. W scenie w pracowni, gdy wyznaje miłość swą Helenie, ona, dziewczyna szlachetna, odpycha tę miłość z oburzeniem. Jakto? mówi, pan zdradzasz swego dobroczyńcę, przecie pan wiesz, że on mnie kocha, i tak dalej. A cóż on? Czy uznaje, że to była z jego strony słabość, wina, zbrodnia nawet? Gdzie tam. On odwraca zarzut przeciw niej. Kto tu winien — mówi — czy nie pani? Czy nie pani pierwsza mówiłaś i pozwalałaś mi mówić takie rzeczy dawniej etc. Doprawdy, to jest nizkie. Przecież tu nie o to chodzi, nie o wytłómaczenie winy, nie o kwestyę, kto winien. Zarzut jej poruszyć powinien i porusza szlachetne strony uczuć, drgających w każdem dzielnem sercu, odpowiedź jego jest zrzuceniem winy z siebie i nizkim wykrętem, niczem więcej. Przypomina mi to pewnego gentlemana, który, tańcząc z młodą panienką w jednym salonie, stłukł przypadkiem pyszny wazon porcelanowy i, oczywiście zaambarasowany, starał się uwolnić z kłopotu przez uprzejme wmawianie w tancerkę, że to nie on, tylko ona zrobiła. Mała rzecz, ale rysuje się w niej charakter. Mała rzecz, a wstyd. Co do Uszyńskiego, przystojny jest — i to wszystko. Innych przymiotów duszy i charakteru nie okazuje w sztuce. Autor chciał wprawdzie, by to był człowiek pod każdym względem wyższy od zwy-