Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 79.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   24   —

ce, świątynie, kolumny, między rojący się lud na rynku, sofistów, prawiących z mównicy, żołnierzy, przekupniów, kapłanów i mędrców. Otóż owe pół-ludzkie, pół-boskie czasy, wskrzeszone stają teraz przed nami. Jesteśmy w domu słynnej z piękności hetery Lais. Wszystko tu wspaniałe, kosztowne, przepyszne, ale niemasz nic piękniejszego, jak sama właścicielka. Sława jej rozeszła się po całym świecie. Bogaci wielbiciele przyjeżdżają i z Grecyi i z krajów barbarzyńców podziwiać ją, obsypywać darami i starać się o jej względy. Właśnie dwaj ludzie, stojący przed naszemi oczyma, rozmawiają o jej wdziękach. Jeden to Grek, Psaumis, bogaty a skąpy safanduła. Pragnie on posiąść godną bogów Lais i dlatego, chcąc ją sobie zjednać, kupił jej jakiegoś niewolnika, flecistę, na podarunek. Drugi z rozmawiających to Kartagińczyk. Zbankrutował w Kartaginie i uciekł; gagatek ten przypomina nasze czasy. Psaumis rozprawia o wdziękach Lais, ale Kartagińczyka więcej obchodzą jej bogactwa. Co za przepych! Dom i skarby warte przynajmniej sto talentów, jak ulał, tyle, na ile on zbankrutował. Gdyby to można mieć! He! he! wróciłoby się do Kartaginy, spłaciło pilniejsze długi i rozpoczęło na nowo spekulacye i spekulacyjki. Tout comme chez nous!
Ale owe marzenia miedzianego Kartagińczyka przerywa wejście Lais. Harmonia gre-