Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wdzie usiłowanie to jest do tego stopnia zręcznem, że prawie możnaby je nazwać mistrzowskiem, niemniej jednak nie usuwa ono pewnej niejednolitości, tak wewnętrznej, w samym bohaterze, jak i w stosunku tej postaci do reszty osób i do całego nastroju sztuki.
Jeżeli jednak, ze względów, które wymieniłem, nie mogę zgodzić się na przyznanie sztuce zbyt wysokiej wartości, to jednakże daleki jestem od zaprzeczania jej tych przymiotów, które na pierwsze wejrzenie biją w oczy z całą świetnością i prawdą, właściwą talentowi Korzeniowskiego. Drugorzędne postacie są jedna w drugą bez zarzutu; prawdziwe to typy. A takie swojskie, takie piękne, takie szlachetne, że dusza się raduje, patrząc na nie, a myśl mimowoli na skrzydłach wspomnień ulatuje tam, gdzie wspomnienia ją prowadzą. Jest coś takiego szczerego, takiego zamaszystego w postaci np. owego szasera, że mimowoli radośnie, a z rozczuleniem chce mu się zawołać na scenę: Znamy cię, stary wyjadaczu! znamy cię z gawęd naszych starców, a czasem w snach cię widujemy, ale i w gawędcach i w snach widujemy cię zawsze takim, nie zaś innym.
A nakoniec cóż bo to i za język! co za swojskość, a jędrność, a siła i zdrowie! Kto dziś pisze i kto dziś potrafi między młodszem pokoleniem tak pisać po polsku? Dziś zrobiliśmy z języka potrochu miejskiego paniczka w krót-