Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szę nie kazanie, ale felieton, a zatem wolę śmiać się, niż rzucać gromy.
Prawa te felietonisty pozwalają mi przerzucać się z faktu na fakt, na podobieństwo ptaka, przeskakującego z gałązki na gałązkę. Niech więc nikogo nie dziwi, jeżeli od zwyczaju, i to złego zwyczaju, o którym wspomniałem wyżej, przejdę do obyczaju, który sam w sobie ni zły ni dobry, jest jednakże wesołym i miłym zabytkiem lat dawnych. Obyczajem tym jest szukanie wróżb przyszłego losu w małżeństwie w wigilię Św. Katarzyny. Resursa Obywatelska uczciła ten dzień zebraniem, alias wieczorkiem, z którego, jak twierdzono, można było wywróżyć, że członkowie jej nie tylko że nie połączą się ściślejszym węzłem, ale przeciwnie, pójdą w tym sezonie zimowym do rozwodu z nudą, z którą dotychczas żyli tak przykładnie i nierozłącznie, jak walet karo z damą pikową, w nieśmiertelnym na stolikach Resursy beziku. Podobno mają się więcej bawić, a mniej zabijać czasu przy zielonych stolikach. Nieszczęśliwa to u nas istota, ten czas. Anglik naprzykład szanuje go i ceni narówni z monetą, my „zabijamy go“ bez miłosierdzia, jak największego wroga, wysilając się jeszcze na wynajdywanie przerozmaitych tortur, z których, kto wie, czy nie najstraszniejszą, a przynajmniej nie najdłuższą jest tortura zielonego stolika.
Niemcy wiedzą o tej naszej nienawiści do