Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zasady nie pozwalają udzielać sal prelegentom.
Skąd się wzięły te zasady, trudniej jest odpowiedzieć niż odkąd, albowiem przeszłego roku wszystkie prelekcye odbywały się w resursie obywatelskiej. Punkt jest dobry, prawie środek miasta, sala ani zawielka, ani zamała, a przytem dość akustyczna, słowem, wszystko byłoby jaknajlepiej… gdyby nie zasady.
Prelegenci mogą mieć nadzieję, że resursa nie pozwoli zestarzeć się zanadto tym zasadom, i że w krótkim przeciągu czasu zastąpi je świeższemi; nim to jednak nastąpi, nie pozostaje biednym apostołom mądrości nic innego, jak tylko schronić się pod gościnniejszy, lubo nie opalony dach teatru Rappo.
Zimno tam wprawdzie, bo zimno, ale cóż robić! Pamiętamy, że kiedy w teatrze owym była zimową porą menażerya, mimo, że właściciel rozpalał do czerwoności, ad hoc postawione żelazne piece, słoń odmroził sobie ogon. Przerażająca przyszłość dla naszych uszu, które to organa są jednak na prelekcyach najpotrzebniejsze, a zatem i osłaniać ich niepodobna. Dodajmy do tego, że obecnie mieszka tam dziki człowiek, Indyanin czerwono-skóry, który na odbytej w piątek prelekcyi p. Ochorowicza robił sobie po swojemu reklamę, rycząc od czasu do czasu w tak okropny sposób, że dreszcze przechodziły słuchających. Publiczność ze strachem spoglądała na kurtynę, słusznie obawiając się, aby