Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mniejsza o to! — wołają niecierpliwi: gdzie wojna?
Pozwólcie! porównanie to bardzo nam się przyda, albowiem w tej chwili podnosimy śpilkę.
Śpilką tą jest nasza wojna, czyli inaczej mówiąc, jest ona tak drobną, jak śpilka.
Słyszymy głos rozczarowania. Jakto? czy spodziewaliście się, że to będzie prawdziwa wojna z iglicówkami, z Moltkem, z Kruppem, z Bazaine‘m i tym podobnie niszczącymi przyborami? A wszakże w takim razie doniosłyby o niej telegramy, pisałyby przeglądy polityczne, opiewali korespondenci we własnych i niewłasnych korespondencyach; czytalibyśmy niezawodnie takie proroctwa i ostrzeżenia, jak np.: „Horyzont polityczny się zachmurza! przewidujemy, że jeśli się chmury nie rozejdą, to będzie grzmiało“.
Nie! nie! Dzięki bystrości naszych polityków, wojna europejska nie może nas zaskoczyć nieprzygotowanych…
Nie o takiej więc wojnie mowa. My podnosimy śpilkę; „Lepszy rydz, niż nic“, mówi przysłowie; „Na bezrybiu i rak ryba“, wtóruje mu drugie. Czy wiecie, co się stało?
Wypowiedzieli sobie wojnę roznosiciele Kuryerów: Codziennego i Warszawskiego. Homerami i Tycydydesami jej będą roznosiciele Świątecznego. Walczącym poszło o to, kogo czę-