Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystkiego tego trzeba się wyrzec dla majówki. Nie bardzo uśmiecha się staremu ojcu rodziny zielona łąka, na której trzeba siedzieć po turecku podczas obiadowej pory, zimna kura, wydobyta z zatłuszczonej bibuły zamiast rosołu, i samowar, który nie chce się zagotować, mimo, że cała rodzina wdmuchuje weń po kolei wszystek zapas świeżego powietrza, jaki od rogatek aż do miejsca posiłku zdołała zaczerpnąć po drodze.
A przytem, trzeba było córkom sprawić nowe sukienki, z powrotem trzeba opłacać wózki; na samej majówce pocić się wielce, herboryzować dla dania przykładu synkowi gimnaziście i dlatego schylać się ustawicznie. A przytem jeszcze żona i córki nie pozwoliły zdjąć surduta, twierdząc, że to „mauvais genre“; na dobitkę, nazajutrz po spacerze pokazało się, iż żywioły urwisowstwa do tego stopnia rozbudziły się w synku gimnaziście, że rady sobie z nim dać nie można; pogubiono platerowane łyżeczki i noże, potłukły się szklanki, poplamiły nowe sukienki — słowem, skaranie boskie! Ojciec rodziny robi sobie ślub, że to ostatnia majówka w jego życiu — i dotrzymuje tego ślubu — aż do przyszłej wiosny, aż do przyszłego maja.
A jednak piękną jest wiosna — owo wielkie epos zmartwychwstania, którego autorem jest sam Bóg, a piewcą cała natura. To też każdy, z wiedzą lub bez wiedzy, czuje potężny jej