Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czasu coraz więcej ochrzypłych głosów, biorących przeciwników „na cel i na tuj?“, jak mówi Mickiewicz. Każdy, czytający z uwagą łamy wielu pism naszych, odpowie ze smutkiem, że tak jest. Przestaliśmy się opierać o zasady, a zaczęli się opierać o korzyści. Inde irae! W sferach naukowych niema potrzeby wykrzywiać się na siebie wzajemnie, ani pokazywać języka; niema potrzeby mruczeć, przechodząc koło siebie, niema nakoniec potrzeby nienawidzieć się. A my, prawdę powiedziawszy, nienawidzimy się w obydwóch obozach serdecznie z małym wyjątkiem.
Powiedzą nam, że jednak publika interesuje się temi walkami. Prawda! Nieraz się zdarzy widzieć ludzi, śmiejących się serdecznie, jak kiwając nad jakim artykułem głowami, mówią: A to mu dał! A to się odciął! A to się czubią! i t. p. Ale nowe pytanie; co w tem dziwnego? Niechaj wypadkiem poczubi się na ulicy dwóch posłańców o to, który ma odnieść jaki list lub pakunek, zaraz koło nich tworzy się kółko widzów. Anglicy chętnie przyglądają się walce kogutów; Chińczyków bawią świerszcze, walczące na dnie filiżanki, w Hiszpanii istnieją walki byków. Czyżbyśmy u nas chcieli, ku większej uciesze publiki, zaprowadzić stałe walki literatów? Zapewne widzówby by nie brakło, ale nie wiem, czyby wynikła stąd jakakolwiek dla kogokolwiek korzyść. Angielskie koguty i hiszpań-