Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wego żywota w ciasnej koteryi lub w jakiem knajpowem ognisku.
Najpraktyczniejszym jest projekt wędrownych odczytów. Przy dzisiejszych, ułatwionych komunikacyach niewielką jest rzeczą wyjechać na parę dni z Warszawy, zwłaszcza, jeżeli koszta podróży pokryłyby się dochodami z lekcyi. Wiemy, że młodzi literaci pracują nad urzeczywistnieniem tego projektu. Byłoby rzeczą wielce pożądaną, by mógł on jaknajprędzej wejść w wykonanie — lubo pewnie do tego nie przyjdzie przed przyszłą zimą.
Bo tak w małem, jak i wielkiem mieście, póki zima, póty czas. Życie miast ma swoją kolej odrębną od kolei, którą bieży natura. Są stworzenia, które przesypiają zimę; miasto, ten potwór, pełen wrzawy i ruchu, niespokojny, zgiełkliwy, ogromny, dyszący dymem kominów fabrycznych, brzmiący odgłosem pracy i pieśnią próżniaków — potwór ten zasypia tylko latem. Pusto wtedy, cicho i głucho; zda się, usłyszym echo własnych kroków, odbite o mur sąsiedni. Waga społecznego żywota latem przychyla się na stronę wsi. Zimą za to kolej na miasto; wre ono wówczas, szumi i kipi całą pełnią żywota.
Jak ptactwo na wielkie mrozy chroni się pod dachy ludzkie, tak i wieśniactwo, przynajmniej możniejsze, lubi zimą ciągnąć do miasta. Kto napracował się latem, ten ma prawo ode-